niedziela, 19 października 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY



Czasy współczesne


    Otaczał mnie przyprawiający o mdłości odór, rozszarpane ciała i niezidentyfikowane wydzieliny. Słysząc mnie, niektóre osoby mogły dojść do mylnych wyobrażeń, że znajdowałam się w jakimś grobowcu, na miejscu zbrodni, lub ostatecznie w kostnicy. Ale czy podałby odpowiedź – ścieki? Oczywiście, że nie. Bo kto o zdrowych zmysłach chodzi po kanałach. Ja, jeśli można mnie zaliczyć do osób normalnych i mój towarzysz niedoli, przyjaciel Hex. W panującym półmroku z trudem dostrzegałam jego chuderlawą osobę, a jego krótko ścięte, czarne włosy nie ułatwiały mi zadania. Gubiąc Hex’a, zgubiłabym i drogę, a tułaczka po tych śmierdzących korytarzach była na ostatniej pozycji, na mojej długiej liście „rzeczy do zrobienia”, Poza tym przyjaciel posiadał jedyne światło, bo jak zwykle zabronił mi wziąć latarkę. Jedna, głupia latarka, a tak źle wpływała na pieprzoną dumę czarodzieja. Bo skoro mu ufam to wiem, że on światło wyczaruje. Co z tego, że zawsze zagarnia je dla siebie, a ja obijam się w mroku o ściany. Później jestem obolała, zirytowana i kłócę się z Hex’em. Następnie grożę mu, że na kolejne zadanie wezmę latarkę. Czego w ostateczności nie robię, bo mu ufam, prawda?


    - Na pewno masz ten pergamin? – Dobiegło do mnie pytanie chłopaka.


    Szkoda, że to zaufanie nie obowiązuje w dwie strony.


    - Zadajesz to pytanie już trzeci raz. – Zirytowana wbiłam w jego plecy wrogi wzrok.


    Tak myślałam, że to plecy. W tych diabelskich ciemnościach, nie miałam nawet pewności gdzie macham własną ręka.


    - Mógłbyś mieć trochę więcej wiary w moje umiejętności – ciągnęłam dalej, starając się tym razem o nic nie zawadzić.


    Ale już po chwili zasyczałam z bólu, gdy moje ramię miało bliskie spotkanie z murem. I jak tu nie kochać tej pracy? Śluz, siniaki, szczury, po prostu szczyt marzeń. Jeszcze trochę i zwariuję od tego szczęścia. Proszę mnie nie winić za sarkazm, miałam do niego pełne prawo.


    - Pamiętasz, naszą akcję w kopalniach? – spytał Hex.


    - Tak…


    - Zgubiłaś artefakt. A zadanie w Zapomnianych Ruinach?


    - Hex…


    - Zgubiłaś zwój. A…


    - Dobra! Załapałam! – warknęłam, co przyjaciel skomentował śmiechem.


    Przyznaję, zdarzały mi się wpadki. Ale żeby mi je tak od razu wypominać, to okrucieństwo. Korytarz się końcu rozszerzył, więc mogłam iść obok Hex’a. Nareszcie znalazłam się w kręgu światła i widziałam otaczające nas kanały. Jednak po kolejnych długich ogonach znikających w dziurach, zaczynałam tęsknić za mrokiem. Droga powrotna mi się dłużyła. Gdy szliśmy do miejsca zadania, Podziemnego Muzeum, czas tak mi się nie ciągnął. Ale to może dlatego, że nie wiedziałam, co tam zastaniemy. Bardzo się zawiodłam widząc zakurzone gabloty, stosy zniszczonych papierzysk i zasuszone szkielety. Mi się marzyła tajemna komnata, a odwiedziłam rupieciarnię. Żebyśmy jeszcze zabrali stamtąd coś wartościowego. Lecz na pierwszy rzut oka wiedziałam, że ten pergamin to stek bzdur. Traktat o zabezpieczeniach z 1972 roku? No proszę was, nudy!


    - Jeszcze jeden zakręt i będziemy mogli wychodzić na powierzchnię – powiedział przyjaciel. – Mam nadzieję, że tym razem pozwolą nam się wykąpać przed meldunkiem.


    - Marz dalej – burknęłam. – Dan, to niecierpliwa świnia.


    - Błagam Izzy! – jęknął Hex. – Tylko go nie denerwuj, ja naprawdę musowo potrzebuję prysznica.


    Przewróciłam oczami i z wielką trudnością powstrzymałam się, by nie pokazać mu języka. Co ja mogłam poradzić na to, że ja naprawdę nie cierpiałam naszego szefa? To dupek. I nie mówię tego tylko dlatego, że wysłał mnie dzisiaj do ścieków. Nasza cicha wojna trwała praktycznie od dwóch lat, odkąd wstąpiłam do Instytutu jako pracownica. Wcześniej byłam jedynie córką nauczycieli, a Dana mało obchodziły dzieci swoich podwładnych. Można powiedzieć, że zaczęłam dla niego istnieć w chwili, gdy prawie wysadziłam główne laboratorium. Podkreślam p r a w i e. Na całe szczęście był tam również Scott, profesor chemii i opanował sytuację. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że nie wiedziałam, że Instytut pracuje nad nową, super wybuchową bombą.
    Nagle dostrzegłam promienie słońca, wpadające spod klapy w suficie. Przepchałam się przed Hex’a i zaczęłam się wspinać po drabinie. Była śliska od śluzu i z obrzydzeniem myślałam o tych ślimakach, które go zostawiły. Boże daj, żeby to były ślimaki. Mimo to szłam dalej, bo czego się nie robi dla świeżego powietrza. Popchnęłam metalową nakrywę i odsłoniłam otwór. Podciągam się na rękach i w końcu byłam na powierzchni. Z przyjemnością wzięłam haust czystego tlenu i powoli go wypuściłam. Teraz każdy w obrębie kilometra mógł poczuć mój smród. Śmierdziałam jak zgniłe zaklęcie, które podłożyłam strażnikowi zmiany, gdy ten nakablował Danowi, że zwiałam z posiedzenia, by iść do kina. Nie zapomnę krzyków jego dziewczyny, gdy odwiedziła go w pracy i kategorycznie odmówiła jakichkolwiek spotkań póki on wydziela niemiły zapach. Co było lekkim niedopowiedzeniem, bo nawet cały dobry i drogi dezodorant nie mógł go zatuszować. A co najlepsze uszło mi to na sucho. Czasami sprawiedliwość zwycięża. Teraz jednak sama miałam mały problem z moim własnym odorkiem.
    Hex również wyszedł i stanął obok mnie. Rozglądnęłam się wokoło i rzuciłam przyjacielowi wdzięczne spojrzenie. Byliśmy przed budynkiem Instytutu, przynajmniej nie będę musiała zasmradzać miasta. Podniosłam wzrok i po raz kolejny nie mogłam uwierzyć, że to tutaj pracuję. Był to wieżowiec, w kolorze kości słoniowej, z niezliczoną ilością okien. Na jego szczycie znajdowały się duże, przyczepione do dachu trzy litery: I.Z.P., które w rozwinięciu znaczyły: Instytut Zjawisk Paranormalnych. Stworzony przed czterdziestu laty dbał o bezpieczeństwo istot nadprzyrodzonych, stał na straży prawa. A ja byłam jego częścią, czułam dumę z tego faktu. I.Z.P było moim domem praktycznie od urodzenia. Moi rodzice od razu po szkole zostali jego pracownikami, to tam się poznali. Nie wiem ile razy podkreślali, że to praca ich połączyła. Ale nie tylko to mnie do niego przyciągało. Idea Instytutu była mi bardzo bliska. Porządek, jaki on przedstawiał, był również moim. To, że moja praca pomagała wieść paranormalnym normalne życie było niesamowite. Nie każdy wiedział, że życie u boku zwykłych ludzi nie było łatwe. Dlatego też stworzono Larth, miasto tylko dla nas, dla istot o zdolnościach, lub po prostu „potworów”, jak zwykli nazywać nas ludzie. To było jednak tak odległe od prawdy, że żaden człowiek nie mógłby tego sobie wyobrazić.
    Larth, wybudowały wybrane osoby z każdej rasy około sto lat temu. Znajduje się ono na obrzeżach Nowego Jorku, ale otaczają go tak mocne uroki, że normalny człowiek nie mógłby ich przebić. To daje nam prywatność, możliwość bycia sobą bez udawania. Czarownice i czarownicy, kogą chodzić po ulicach z różdżkami i nikogo to nie dziwi, wampiry mają ograniczona swobodę, ale nikt nie patrzy na nich ze strachem, nawet w ich szale krwi każdy wie, że to tylko ich styl bycia. Wróżki miały możliwość latania bez ukrywania się i to nie tylko w lasach. To była utopia dla nadprzyrodzonych.
    Ja nie byłam tak paranormalna, jak niektórzy. Miałam zdolność, którą mogłam zatuszować. Lecz nie wyobrażałam sobie życia gdziekolwiek indziej. Kochałam to miasto i moją pracę mimo nierzadkich „śmierdzących” zadań.


    - Idziemy, czy nadal będziemy tu tak stać, aż bakterie zeżrą nam mózgi? – zirytował się Hex, idąc przodem.


    Posłałam mu naburmuszone spojrzenie, ale posłusznie ruszyłam za nim. Minęliśmy na parterze kontuar recepcji, za którym siedziała młoda czarownica. Ostatnio tę posadę miała jakaś wampirzyca, ale zwolniła się po paru dniach. Albo tak źle płacili, albo wszyscy umierali tam z nudów. Cóż, chciałabym powiedzieć, że to pewnie to pierwsze, a Dan to sknera, ale bym skłamała. Wraz z Hex’em weszliśmy do windy, a chłopak wcisnął ósme piętro. Miałam ochotę rzucić w niego urokiem. Czasami żałowałam, że nie miałam magicznych mocy.


    - Czyś ty oszalał? Chciałeś wziąć kąpiel, a idziesz do Administracji?!


    Czarodziej podniósł oczy do góry, wytrącając mnie tym z równowagi i wskazał na moją torbę.


    - Musimy zanieść pergamin. Jeszcze nie ukończyliśmy zadania.


    - No to żegnaj prysznicu – burknęłam, ściągając torbę i podając ją przyjacielowi. – Weź ją ode mnie, albo ją gdzieś wyrzucę.


    Hex posłusznie wziął bagaż i zawiesił go sobie na ramieniu. Winda cicho piknęła, a drzwi się otworzyły. Nadal wściekła wyszłam na korytarz i od razu o mało na kogoś nie wpadałam. Jak zwykle na tym piętrze była istna dżungla. Zewsząd tłoczyli się paranormalni, dźwigając papiery i pudła, przekrzykując się nawzajem, próbując załatwić własne sprawy. Nie lubiłam Administracji, biurokracja nigdy nie była moją mocną stroną. Wypełniając jakieś dokumenty, dostawałam wysypki.
    Przyjaciel złapał mnie za łokieć i zaczął ciągnąć do końca korytarza. Obijałam się o nadprzyrodzonych i zostawałam nagradzana piorunującymi spojrzeniami. Uwielbiałam urzędników, byli wprost uroczy. Nareszcie stanęliśmy przed białymi drzwiami, które praktycznie zlewały się ze ścianami. Na ich samej górze wisiała tabliczka, która wyraźnie mówiła, że to był gabinet szefa. Nie mogąc powstrzymać grymasu, spojrzałam błagalnie na Hex’a. Ten, jakby nie widział moich męczarni, złapał za klamkę i otworzył „wrota do piekła”. Zostałam wepchnięta przez chłopaka do środka. Zatoczyłam się od niespodziewanego pchnięcia i wyprostowałam się dopiero na środku pomieszczenia. Chciałam już warknąć na przyjaciela, ale mój wzrok spoczął na mężczyźnie siedzącym za biurkiem. Jak zwykle jego blond włosy wyglądały, jakby dopiero co wyszedł od fryzjera, a niebieskie oczy hipnotyzowały bijącą od nich dobrocią. To właśnie ten jego styl „dobrego” sprawiał, że w naszym sporze to zawsze ja wychodziłam na tę złą.


    - Świetnie, że już wróciliście – odezwał się swoim łagodnym głosem, przez którego nie raz dostawałam dreszczy. I tym razem miałam ochotę przywalić sama sobie z pięści, by tylko stracić przytomność i go nie słuchać. - Macie, to?


    Hex kiwnął głową i wyciągnął z torby papier. Podał go Danowi, a ten od razu go rozwinął. Przebiegł wzrokiem litery i zmarszczył brwi. Uśmiechnęłam się złośliwie, ale od razu przestałam, gdy przyjaciel szturchnął mnie w żebra. Spojrzałam na niego z niewinną miną, na co on jedynie cicho westchnął. Ponownie skupiłam się na szefie i z pewną satysfakcją patrzyłam na jego starania odczytania tekstu. Wiedziałam, że w końcu się podda i poprosi mnie o pomoc. Dobrze zdawałam sobie sprawę, jak bardzo zaboli to jego dumę. Tym bardziej niecierpliwie czekałam na jego polecenie. Pergamin był napisany w języku wróżek. Oczywiście mógłby jakąś poprosić o odczytanie dokumentu, ale to by trochę potrwało. Ja znów byłam na miejscu. Wielofunkcyjny tłumacz. To dlatego przyjęli mnie do Instytutu, to dzięki mojej zdolności zdobyłam uznanie. Byłam Poliglotką, jak potocznie o mnie mówiono. Ale to znaczyło tylko tyle, że byłam człowiekiem z darem języków. Mogłam czytać, pisać i mówić we wszystkich językach jakie znał świat.
    Dlaczego to było tak ważne? Paranormalni żyją praktycznie w grupie swojej własnej rasy. A każda z nich miała swój własny, oddzielny język, rzadko kiedy ucząc się innego. Była to bariera z którą I.Z.P miało problem, aż pojawiłam się ja, istota mogąca porozumieć się z każdym. Jedynie pracownicy Instytutu uczyli się angielskiego, który był językiem uniwersalnym. Ale poza nim, w Larth, był bezużyteczny.
    Dan nastroszył tak już wzburzone włosy i spojrzał na mnie. W jego postawie widziałam wrogość, ale położył pergamin na stole i przesunął go w moją stronę.


    - Ile potrwa ci tłumaczenie? – zapytał.


    Wzięłam dokument do ręki i pobieżnie go przejrzałam.


    - Jutro powinieneś je mieć. – Uśmiechnęłam się szeroko wiedząc, że bardziej wyprowadzam go tym z równowagi.


    - Świetnie – odpowiedział łagodnie, ale dziwnie to brzmiało przez zaciśnięte zęby. – Pamiętaj, że masz jeszcze przesłuchanie za dwie godziny.


    - Wiem – warknęłam. – Czy wy wszyscy myślicie, że mam sklerozę?


    Przebiegłam wzrokiem od Dana do Hex’a, któremu podejrzanie drgał kącik ust. Zmarszczyłam brwi i wyszłam z gabinetu trzaskając drzwiami. Cholerna solidarność facetów. A gdzie się podziała rycerskość? A no tak, wprowadzono równouprawnienie i szlag trafił wszelkie kobiece przywileje.
    Zirytowana skierowałam się w stronę windy nie przejmując się, że bez skrupułów potrącam paranormalnych. Zatracona w swojej złości dopiero w połowie drogi usłyszałam wołanie. Gwałtownie obróciłam się do tyłu i aż jęknęłam. Myślałam, że ten dzień nie mógłby być gorszy, a tu proszę, stała przede mną zgroza w czystej postaci. Sorril va Lar. Jak zwykle biła od niego czerń. Jedynym kolorystycznym akcentem była jego śnieżnobiała skóra. Odważnie spojrzałam mu w oczy, które tym razem były granatowe. Sor był wampirem, a jego aura, aż się z niego wylewała. Nie lubiłam go, nawet go nie tolerowałam, ale on nie dostrzegał takich subtelnych znaków, jak środkowy palec i cały czas się koło mnie kręcił. Był wkurzający, złośliwy, cyniczny i nieziemsko przystojny. Posiadał sylwetkę modela, ostre rysy twarzy i zniewalający uśmiech. A jego czarne włosy zawsze układały się idealnie. Widząc go zżerała mnie zazdrość. Nie miałam siły się z nim kłócić w tamtym momencie. Chciałam tylko pójść do mojego małego mieszkanka na dziesiątym piętrze i wziąć gorący prysznic.


    - Izoldo, czyżbyś stoczyła bój ze szlamowatym potworem? Twój niezbyt miły zapach unosi się jak od końskiego łajna.


    Dobra, nie miałam ochoty na sprzeczkę, ale ten potencjalny otwieracz do puszek, sam się o nią prosił. „Izoldo”? Jakim prawem ten przerośnięty komar zwraca się do mnie pełnym imieniem? Nikt tak do mnie nie mówi! Czy nikt, poza mną, nie słyszy, jak żałośnie brzmi to imię? Nie wiem, który bóg maczał palce w podsunięciu go moim rodzicom, ale gdy się dowiem, to mu skopię tyłek. Albo po prostu miałam pecha rodząc się jako córka nauczycieli angielskiego.
    Poza tym, wypominał mi mój zapach, a że sam śmierdział jak trup, to już tego nie zauważał. Jakiej używał wody po goleniu? „Zapach a’la rozkład”?


    - Sorril, nie dziś – wycedziłam przez zęby. – Jestem zmęczona i naprawdę wkurwiona, więc spadaj.


    Zrobiłam tył zwrot i ponowiłam wycieczkę do windy. Jednak wampir zrównał się ze mną i postanowił mi towarzyszyć. Na przemian zaciskałam i rozluźniałam pięści, gdy ten cały czas mówił. Mało co do mnie dochodziło, za bardzo byłam wyczerpana. Wcisnęłam przycisk, a drzwi windy się rozwarły. Nacisnęłam numer mojego piętra, a metalowa klapa odgrodziła mnie od namolnego typa. Ostatnie, co usłyszałam, to jęk zawodu w postaci mojego imienia. Pełnego imienia. Jeśli kiedyś Sorrila nie zabije słońce, to ja na pewno to zrobię. Obaliłam czoło o zimną ścianę, a wszelkie emocje mnie opuściły. Chciałam tylko spać. Niestety czekało jeszcze na mnie przesłuchanie i pogadanka z Danem.
    Pragnęłam zniknąć.

~ *** ~


    Machnęłam ręką nad głową, odpędzając natrętną muchę. Taki piękny sen, a został mi przerwany. Widziałam Dana upokorzonego przed całym Instytutem i Sora zwisającego z dwunastego piętra głową w dół. W końcu byłam wolna od idiotów. Chciałam do niego wrócić, ale mucha po raz kolejny uszczypała mnie w ucho. Pacnęłam ją dłonią i z uśmiechem przytuliłam głowę do poduszki.


    - Ty niewdzięcznico! Izzy, obudź się do cholery!


    Zaraz, wracamy, czy muchy mówią? A tym bardziej się irytują? Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam oślepiające światełko. Zaczęłam mrugać, starając się odgonić resztki snu. Nareszcie skupiłam mój rozbiegany wzrok na wiszącej nade mną postaci. Jej zielone włosy targał mój oddech, a złote oczy puszczały iskry. Jej skrzydełka biły po oczach światłem, tak bardzo była poruszona.


    - Rila? – spytałam zaskoczona. – Co ty tutaj robisz?


    - Budzę cię kretynko – prychnęła wróżka. – Dan tak się złości, że zaraz będzie toczyć pianę z tej swojej gęby. Od pół godziny siedzi w sali przesłuchań i czeka na ciebie.


    Po jej słowach momentalnie skoczyłam na nogi. W biegu założyłam buty i wybiegłam z mieszkania, zatrzaskując drzwi. Rila leciała obok mnie, cały czas krzycząc na mnie swoim piskliwym głosem. Rila Saeny była wróżką lasu, ale bardzo różniła się od swoich pobratymców. Największa różnicą, którą się szczyciła, był jej temperament, którego miała aż nadto. Poza tym w odróżnieniu od reszty swojej rasy nie kochała życia wśród roślin. Bardzo dobrze odnalazła się w Instytucie. Tak dobrze, że w krótkim czasie została przydzielona jako asystentka szefa. Pocieszające było to, że kochała Dana mniej więcej tak samo jak i ja. To zbliżyło nas do siebie w takim stopniu, że mogłam nazywać ją przyjaciółką. Było to ważne zważywszy na to, że nie było wiele dziewczyn w I.Z.P.


    - Dan coś mówił? – spytałam wróżki, rezygnując z windy i zbiegając po schodach.


    - Głównie niezrozumiale warczał – odpowiedziała, obrzucając mnie zirytowanym spojrzeniem.


    Mogłam jedynie odwdzięczyć się jej cichym "przepraszam". Naprawdę było mi przykro. Nawet nie pamiętałam, kiedy zasnęłam. Opadłam na kanapę tylko na chwilę by odsapnąć, ale później film mi się urwał. Widać mój organizm potrzebował musowo snu, co wiedziałam, ale wątpiłam czy Dan to zrozumie. Pędem wpadłam do pomieszczenia, przez przypadek omal nie zatrzaskując drzwiami Rile. Od razu znalazł się przy mnie szef. Jego oczy zapowiadały mi bolesne tortury.


    - Izoldo Martin, czy ty myślisz, że jesteś niezastąpiona? Oświecę cię, mogę tolerować wiele, ale przekrocz pewną granicę, a wylecisz z Instytutu, czy to jasne?


    Kiwnęłam jedynie głową, nie mogąc się nawet wściec na moje imię w jego ustach. Zawaliłam, a wszelkie tłumaczenia pogorszyłoby tylko sprawę. Minęłam Dana i podeszłam do lustra weneckiego. W pokoju, za nim, siedziała kobieta około trzydziestki. Całą twarz miała poharataną, a jedno oko podbite. Odwróciłam się ponownie do Dana z pytaniem w oczach.


    - Wczoraj była pełnia. Poza tym nasz agent nie obszedł się z nią delikatnie – odpowiedział Matthew.


    - Jest wilkołakiem?! – krzyknęłam i zszokowana spojrzałam w lustro. – Skąd ona się tutaj wzięła?


    Po twarzach zebranych wiedziałam, że nie zdziwiłam ich swoim pytaniem. Wilkołaki zostały wygnane z Larth dziesięć lat temu zaraz po Zamachu, którego dokonały na miasto. Ich rasa nie zgadzała się z tym, aby ludzie tak zmieniali świat. Chcieli by każdy żył w zgodzie z naturą. Jednak władcy Larth również pragnęli iść z postępem. Mimo, że miałam wtedy jedynie osiem lat, zapamiętam tę noc do końca życia. To była rzeź wszystkich paranormalnych. Krew płynęła ulicami, magia była wyczuwalna nawet przez istoty nie magiczne. Każdy chwycił za broń. Wilkołaków było wiele, była to jedna z liczniejszych ras, ale połączone siły nadprzyrodzonych, pokonały je. Lecz było tak wiele ofiar, a jedną z nich był mój ojciec. Nie chciałam o tym myśleć, nie mogłam winić nikogo za jego śmierć, a jednak poczułam wściekłość na widok kobiety wilkołaka.


    - Izzy, proszę bądź profesjonalna. – Przywołał mnie do porządku Dan. – Nie pozwól…


    - Znam swoją robotę – prychnęłam i pchnęłam drzwi, wchodząc do sali przesłuchań.


    Złote oczy wilkołaka spoczęły od razu na mojej osobie. Zignorowałam tę jawną wrogość w tęczówkach i usiadłam naprzeciwko niej. Nienawidziłam tego pokoju, był zimny, pozbawiony uczuć, a do tego miał strasznie niewygodne krzesła. Odchyliłam się na oparcie i założyłam ręce na piersi. Wiedziałam, że byłyśmy obserwowane, ale po dwóch latach tej pracy zdążyłam się do tego przyzwyczaić.


    - Jesteś tym dobrym, czy złym gliną? – spytała kobieta z typowym dla wilkołaków akcentem.


    Zawsze oceniałam wymowę poszczególnej rasy, takie zboczenie zawodowe.


    - Mogę być jednym lub drugim. To zależy od ciebie.


    Wilkołaczka cicho się zaśmiała i pochyliła się w moją stronę, ukazując w uśmiechu swoje białe zęby. Powieka mi nawet nie drgnęła, choć ona wyraźnie starała się mnie zastraszyć. Miała pecha, byłam świruską, która kochała adrenalinę.


    - Posłuchaj moja droga, nie obchodzi mnie twoje zdanie, zwykle mi wszystko zwisa, ale na początku zawsze staram się być miła. Więc wykorzystaj to i zacznij odpowiadać na pytania - przerwałam i popatrzyłam na nią. Wyglądała, jakby moje słowa do niej nie docierały. – Jak dostałaś się do Larth?


    Odpowiedziała mi cisza, więc spróbowałam ponownie.


    - Po co tutaj przybyłaś? – Kolejna porcja milczenia. – Czy ty nie rozumiesz, że…


    - To ty nie pojmujesz – przerwała mi kobieta, spoglądając mi w oczy – wy wszyscy jesteście w błędzie. Ale to się niedługo zmieni, zobaczycie co jest prawdą. – Pochyliła się jeszcze bardziej, tak, że mogłam poczuć specyficzny zapach wilka. – On już wie. Czekaj na niego, przybędzie po ciebie – wyszeptała, a następnie osunęła się na podłogę.


    Skoczyłam na równe nogi i przyklęknęłam przy niej. Tuż obok jej ręki leżała strzykawka. Podniosłam ją do światła i przeklęłam w myślach. Srebro, wstrzyknęła sobie pieprzone srebro. Mój wzrok powędrował do lustra weneckiego i tam został. Byłam przerażona, a zarówno wściekła. Po co ktoś miałby popełniać samobójstwo, skoro o nic nie był oskarżony?
    Jakby z oddali usłyszałam, że do pomieszczenia wbiegli ludzie. Podniosłam się z podłogi i jak w letargu odeszłam pod ścianę. W uszach nadal dźwięczały mi ostatnie słowa kobiety. Kto ma po mnie przyjść? O kim mówiła? I najważniejsze, ten ktoś był dobry, czy zły?



_________________________________________



Jednak dodałam ten rozdział dzisiaj. Pomyślałam, że skoro mam i tak tyle rozdziałów do przodu, to nic się nie stanie.
Nie myślcie jednak, że tak będzie zawsze:)
Rozdział drugi pojawi się, gdy będę choć w połowie dziewiątego. Az tak mojego zasobu nie mam zamiaru pomniejszać. Znam siebie i wiem, że czasami dopada mnie brak chęci do pisania. Dlatego wolę mieć cokolwiek napisanego do przodu:)

Co myślicie o tym rozdziale? Mam nadzieję, że nie zawiodłam, nie zanudziłam i nie popełniłam masy błędów.
Bardzo niecierpliwie czekam na waszą opinię.

Chciałabym też podziękować wszystkim za komentarze pod prologiem. Sprawiły mi one niesamowitą radość:) 


12 komentarzy:

  1. Hej :) Nawet nie pisz, że mogłabyś tym rozdziałem zanudzić, bo było wręcz przeciwnie - zaintrygowałaś i teraz mam ogromną ochotę przeczytać następny i jeszcze kolejny.
    Wampiry, wilkołaki, istoty paranormalne! Toż to wszystko, co uwielbiam i naprawdę czytanie tego opowiadania sprawia mi ogromną frajdę. Jeszcze czegoś takiego nie miałam okazji czytać, bo fabuła jest serio oryginalna. Gratulacje!
    Strasznie podobają mi się wymiany zdań (Kłótnie?) pomiędzy Hexem, a bohaterką w pierwszym fragmencie rozdziału; dodają trochę humoru, ale otoczenie, w którym kazałaś im pracować było dość... odrzucające. Ale czego można spodziewać się po kanałach?
    Cały rozdział bardzo mi się podobał, ale teraz próbuję go jakoś powiązać z Prologiem i jeszcze mi to nie wychodzi. Może po następnych się uda :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo za ten komentarz!:)
      Tak, cóż...Co do tego powiązania z prologiem oczywiście, że będzie, ale troszkę sobie na to poczekasz. Mam tak rozplanowane opowiadanie, że wszystko się ze sobą łączy, choć na pierwszy rzut oka tego nie będzie widać:)
      Jestem bardzo szczęśliwa, że rozdział ci się spodobał:)

      Usuń
  2. Tak jak pisałam przy prologu chwilę temu, tak też zaglądam.
    Wszystko pochłonęłam jednym tchem.
    Nie mogłam się oprzeć i aż zaznaczałam sobie zdania, które przyciągnęły moją uwagę na tyle, że uśmiechałam się do ekranu:
    "Mi się marzyła tajemna komnata, a odwiedziłam rupieciarnię."
    "Uwielbiałam urzędników, byli wprost uroczy."
    "I tym razem miałam ochotę przywalić sama sobie z pięści, by tylko stracić przytomność i go nie słuchać."
    "A gdzie się podziała rycerskość? A no tak, wprowadzono równouprawnienie i szlag trafił wszelkie kobiece przywileje."
    "(...)ale on nie dostrzegał takich subtelnych znaków, jak środkowy palec(...)"
    " „Zapach a’la rozkład”? "
    Takich tekstów masz tutaj pełno a ja wymieniłam zaledwie 6. Już się nie mogę doczekać reszty... ;D
    Nie chcę się powtarzać bo wszystko odnośnie twojego niesamowitego stylu napisałam pod prologiem. Powiem tylko tyle, że główna bohaterka mnie kupiła, dosłownie. Charyzmatyczna, z ciętym językiem i poczuciem humoru. Na pewno nie będziemy się z nią nudzić.
    Nie będę tutaj pisać o fabule, bo to oczywiste, że mnie wciągnęła. Fantastyczny kryminał - czego chcieć więcej? ;D
    Jestem strasznie ciekawa historii Izzy, więc zostaję stałą czytelniczką. :)
    Życzę Ci dużo weny i pomysłowości. ;)

    Jeśli będziesz miała ochotę i czas zapraszam do mnie:
    http://ostatni-wladca.blogspot.com/
    http://she-is-hitman.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka :)
    Znalazłam cię na blogu before-you-fall-down i postanowiła wpaść :D I szczerze powiem, nie żałuję tego. Przeczytałam prolog i spodobał mi się, z wielu powodów ^^ Zwłaszcza twoje opisy. Jezu, ile ja bym dała, żeby tak dobrze opisywać sytuacje ^^
    Ale oceniając pierwszy rozdział:
    Główna bohaterka przypadła mi do gustu. Nie jest żadną słodką i milutką, potulną tylko po prostu wydaje się być odważna i niezależna. Lubię :3
    A fabuła - wciągnęła mnie do reszty, więc daję wielkiego plusa na start :D Nie nudziłam się ani przez chwilę, czytając ^^
    Myślę, że zostanę stałą czytelniczką ^^
    Zapraszam również do mnie n : http://burning-heart4268.blogspot.com
    Rozdziałów jest trochę więcej, ale jak ci się będzie nudzić to może przeczytasz? :)
    Jeśli możesz, to informuj mnie o nowościach w zakładce "Spam" na moim blogu, gdyż z moją pamięcią może być różnie xD

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc jest pierwszy rozdział. Ah! Nawet nie wiesz jak się cieszyłam kiedy dowiedziałam się, że już mogę go przeczytać. Serwujesz nam oryginalny świat, pełen tajemnic, magicznych istot i jak się okazuje zadań! Piękne połączenie. Sam instytut jest rewelacyjnym pomysłem. Niespotykanym dlatego zapadnie w pamięć ;) Momentami wydaje się, że to śmierdząca robota - ja osobiście nie chciałabym łazić po kanałach dla jakiegoś rozanielonego gościa. Sposób w jaki Izzy go przedstawia, sprawia że wcale nie lubie Dana. Wydaje mi się jakiś taki fałszywy. Przestawiasz nam zróżnicowane postacie co tylko potęguje moją ciekawość. Mimo to, najbardziej zaintrygowała mnie postać tej kobiety-wilkołaka. Nie dość, że popełniła samobójstwo to jeszcze przekazała Izzy dość niepokojącą informacje. Co to znaczy, że ktoś po nią przyjdzie? Nie snuje domysłów, ale już czuję, że to będzie świetna historia. Nawet nie waż się mówić, że mogłabyś nas zanudzić, bo to nieprawda. Jak dla mnie super. Przeleciałam przez rozdział z prędkością światła ;) Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny na dziewiąty (tak?). Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dan swoje "pięć minut" będzie miał. A jak będzie grzeczny, to i więcej:)
      Jeszcze kończę ósmy rozdział. Sama końcówka mnie dobija. Czasami nie mam cierpliwości do obrazu moich własnych postaci:) Czy to można podciągnąć pod jakąś "shizę"? :D

      Dziękuję ci bardzo za komentarz.:)

      Usuń
  5. Oryginalny pomysł i dawka humoru.
    Tak mogę opisać twoje opowiadanie. Masz przyjemny styl pisania przez co czuje się raczej jak na wakacjach niż na stypie. :P
    Izzy jest świetna. Takie bohaterki lubię. Odważne, nie bojące się wyrazić swojego zdania, z charakterkiem.
    Dan nie wiedzieć kojarzy mi się z Valentinem z Darów Anioła ;).
    Normalnie nie mogę doczekać się następnego rozdziału aż podskakuje na fotelu. Co się stanie? Kto szuka Izzy? Ten zbrodniarz z prologu może? Ale kim on jest?
    Nie chce cie poganiać... Hm... A właściwie to chce ;P
    Ściskam i całuję, zniecierpliwiona Inna ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam już jakiś czas temu, ale dopiero teraz znalazłam chwilkę, żeby skomentować za co przepraszam. Na szczęście nie spóźniłam się jakoś okropnie, więc oddycham z ulgą;D

    Klimat, który wprowadziłaś kompletnie różnił się od prologu i szczerze powiedziawszy spodziewałam się jakiegoś napomknięcia o tym uciekającym mężczyźnie i zaskoczyłaś mnie tą totalną zmianą tematu. Jak najbardziej na plus, bo ja uwielbiam być zaskakiwana;D Poza tym wiadomo, że pewnie prolog ma ogromny związek z dalszą częścią opowiadania i choć kompletnie teraz nie wiem jaki to ciągle mnie to nurtuje;D
    Spodobała mi się postać Izzy. To taka niespokojna dusza, pięć minut na miejscu nie usiedzi, ma charakterek i potrafi chyba mocno irytować ludzi. A równocześnie wydaje mi się być dość silną osobowością, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Czarodziej również przypadł mi do gustu, a jego przekomarzanie z Izzy na początku rozdziału bardzo mnie rozbawiło:D I cały czas towarzyszyła mi myśl, że ona rzeczywiście zgubi ten pergamin. Byłam praktycznie pewna, że nie znajdzie go w torbie i będą się wracać! I znowu niespodzianka. Teraz ciekawa jestem, co się na nim znajduje i czy będzie potrafiła go przetłumaczyć.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i oczywiście jak to ja, musiałam zapomnieć połowę tego, co chciałam napisać. Wybacz mi to roztargnienie...
      Nie odniosłam się do końcówki, a to ona przecież była najbardziej emocjonująca (pomijając łażenie w ściekach i moje obawy co do zgubienia "przesyłki").

      Izzy jednak ma słaby punkt- wilkołaki. A ta oaza spokoju, ten raj, który sobie stworzyli może przestać być taki bezpieczny, bo skoro pojawił się jeden wilkołak to pewnie pojawi się ich więcej. Przede wszystkim kim jest ON i czemu ma po nią przybyć? Nie wiem czemu, od razu skojarzyła mi się postać ojca, ale mega w to wątpię, bo przy Twoim opowiadaniu intuicja mnie zawodzi:D Głupia myśl. Końcówką jeszcze bardziej rozgrzałaś ciekawość i emocje, więc aż się boję co wymyślisz w kolejnym rozdziale :)

      No, jeszcze raz pozdrawiam i spadam już!:)

      Usuń
  7. Podoba mi się to odskoczenie od prologu. No i to, że dużo się dzieje. Idę czytać następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszą połowę rozdziału przeczytałam jakiś czas temu, a później dopadł mnie brak czasu i praca. Teraz dopiero udało mi się doczytać resztę i jestem zachwycona.
    Fajny, lekki styl pasuje mi jakoś do bohaterki, szczypta humoru z jej strony i stopniowe wprowadzenie w klimat uniwersum.
    Najważniejszym jednak, kto i dlaczego zamierza przyjść po Izoldę? Jak rozumiem, będzie to główny wątek historii. Zaczyna się robić gorąco? Mrr, uwielbiam wilkołaki, mam nadzieję, że będzie ich więcej.
    Pozdrawiam.
    [wilcze-dzieje]

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wstępie strasznie Cię przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale byłam święcie przekonana, że już to zrobiłam. A teraz do rzeczy.
    Ten rozdział był wspaniały! Spacer Izzy i Hexa po ściekach, spotkanie z szefem, a potem to samobójstwo wilkołaczycy. Jestem ciekawa, kto taki ma niby przyjść po Izzy? Mam nadzieję, że niedługo się dowiemy.
    Twój styl pisania jest lekki i przyjemny, z odpowiednią dozą humoru. Mogłabym czytać ten rozdział sto tysięcy razy i by mi się nie znudził :D.
    Jeszcze raz przepraszam za to potworne opóźnienie.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń